SIGLUM

Rękopisy okiem… historyka sztuki

Szanowni Państwo,

Kontynuujemy cykl wpisów poświęcony pracy z rękopisami z punktu widzenia różnych profesji. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z dr. Mateuszem Marszałkowskim z Instytutu Historii Nauki PAN.

 

RĘKOPISY OKIEM… HISTORYKA SZTUKI

– W jaki sposób rozpoczęła się Pana praca przy rękopisach? Czy był to świadomy wybór czy przypadek?

– Praca z rękopisami była po pierwsze przypadkiem, a po drugie też – wyborem. Rozpoczynając pierwszy raz studia drugiego stopnia na kierunku Ochrona Dóbr Kultury (UMK w Toruniu), wybrałem seminarium magisterskie z zakresu sztuki średniowiecznej, z sugestią pisania czegoś na temat architektury tych czasów. Z początkiem grudnia tegoż roku moja specjalność została zamknięta, a mi zaproponowano inną lub urlop dziekański. Skorzystałem z urlopu i powróciłem na studia rok później. Tym razem także wybrałem to samo seminarium, pozostając w orbicie architektury gotyckiej, konkretnie katedry włocławskiej. Po roku jednak zmieniła się promotorka. Z „nową” panią profesor znaliśmy się już od kilku lat, współpracowaliśmy na różnych polach i tak od słowa, do słowa – a czekał mnie wyjazd na stypendium Erasmus do Montpellier – doszliśmy do wniosku, że zrezygnujemy z tematu architektonicznego i zajmiemy się iluminatorstwem. Taki był początek – z nieba spadło, a ja przyjąłem, co zostało dane.

– Co interesuje Pana najbardziej? Co daje Panu największą satysfakcję i dlaczego?

Fot. M. Jakubek-Raczkowska

– Najbardziej interesują mnie dekoracje filigranowe. Dlaczego? Bo mało kto je badał wcześniej, bo dają ciekawe rezultaty badań, bo widać dokładnie, że nawet w Pelplinie byli tak wprawni iluminatorzy jak w Paryżu, choć analizując zdobienia innego typu nie można by tego powiedzieć. Lubię też po prostu trzymać w rękach pergaminowe (znacznie bardziej niż papierowe) kodeksy, oglądać je, szukać nieoczywistych śladów, które zostawili pisarze, dekoratorzy, introligatorzy. Największą satysfakcję odczuwam kiedy „łapię mistrza za rękę”; moment, w którym kilka rękopisów, dotychczas niezauważonych, łączy się w jedną „układankę”. Te „puzzle”, w których dekoracje sporządziła ta sama osoba, a każdy manuskrypt został przepisany przez kogo innego. I nagle okazuje się, że nawiązuję nową znajomość – dość pobieżnie, to fakt – z tymi, którzy żyli setki lat temu i dotychczas byli anonimowi. Czasem uda się ich nawet poznać po imieniu. Ot np. brat Jan – mój dobry znajomy z pelplińskiego opactwa. Spędziliśmy ze sobą kilka lat, a ja wciąż wierzę, wręcz jestem przekonany, że on jeszcze nie raz da o sobie znać. Był mistrzem w swoim fachu. W trakcie tych kilku lat pracy pojawiali się i inni, wciąż nieznani z imienia. Na lepsze ich poznanie przyjdzie jeszcze kiedyś czas.

– Jakie są wyzwania w Pana pracy?

– Wyzwaniem są te wspomniane wcześniej dekoracje kaligraficzne. Pomimo, że tyle można z nich „wyczytać”, to trzeba się im dobrze przyglądać, łapać kontekst, bo jednak bez kontekstu to wszystko „nie działa”. Ostatnio koleżanka pytała jak zadatowałbym dekoracje w jednym z rękopisów. Wyglądały jak z połowy XII wieku, a po szerszych badaniach okazało się, że kodeks nie mógł powstać wcześniej niż w połowie XIII stulecia. Na takie rzeczy trzeba być wyczulonym i brać pod uwagę nie tylko warstwę artystyczną, ale pojmować rękopis całościowo.

– Czy i jak Pana praca ma związek z Pana wykształceniem?

– Pracuję w Instytucie Historii Nauki PAN w Pracowni Wiedzy o Dawnej Książce, przy projekcie manuscripta.pl, więc moje wykształcenie, a w zasadzie zainteresowanie, które ujawniło się podczas studiów, są ze sobą blisko skorelowane.

– W jaki sposób Pana praca jest ważna dla innych profesjonalistów pracujących z rękopisami?

– Myślę, że tę kwestię trzeba by poruszyć z innymi profesjonalistami, ale wydaje się, że moje ustalenia są pomocne – i vice versa – dla szeroko pojętych osób, zajmujących się badaniami nad średniowieczną spuścizną rękopiśmienną, zwłaszcza w aspekcie datacji, proweniencji, etc.

– Szczególnie interesujący obiekt w Pana karierze.

– Uważam, że każdy rękopis jest na swój sposób ciekawy, z każdego można wyciągnąć jakąś historię, a przy bardziej rozbudowanej wyobraźni napisać i jakiś kryminał. Niemniej najbardziej interesujące były, zresztą wciąż są, manuskrypty, które zostały przepisane i udekorowane przez pelplińskich cystersów. Zapewne dlatego, że są mi najbliższe i najpełniej je poznałem – karta po karcie, przeglądając każdy po kilka razy. Z tego zbioru mógłbym pewnie wybrać te ciekawsze i mniej ciekawe, niemniej każdy z rękopisów posiada własną, nierzadko unikalną historię.

– Czy Pana praca jest zauważana i doceniana poza Pana zakładem pracy?

Tak.

– Jak bardzo Pana praca zmieniła się w toku Pana kariery? Czy można sobie wyobrazić, jak zmieni się w przyszłości?

– Moja kariera jest bardzo krótka. Trzeba jednak przyznać, że zaczynając pracę magisterską byłem kompletnie „zielony” w kwestiach związanych z rękopisami. Wówczas też skupiłem się przede wszystkim na aspektach artystycznych. Później – opracowując zbiór pocysterski – pogłębiłem swoje wiadomości z zakresu kodykologii i paleografii. Jestem przekonany, że z czasem będzie potrzeba, a pewnie i chęć, na zgłębianie kolejnych dziedzin nauki, które pomocne są w całym spektrum rozpoznania średniowiecznego manuskryptu – ot choćby w zakresie tegumentologii.

 

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments