Szanowni Państwo,
Kontynuujemy cykl wpisów poświęcony pracy z rękopisami z punktu widzenia różnych profesji. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z dr hab. Barbarą Wagner, prof. UW z Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego.
RĘKOPISY OKIEM… CHEMIKA
– W jaki sposób rozpoczęła się Pani praca przy rękopisach? Czy był to świadomy wybór czy przypadek?
– Praca przy rękopisach to był dla mnie świadomy wybór – w każdym razie tak mi się wtedy wydawało. Studiowałam na Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Warszawie i realizowałam specjalizację z konserwacją obiektów na podłożu papierowym, czyli również rękopisów. Obiekt dyplomowy przywiozłam z klasztoru ojców Paulinów na Jasnej Górze w Częstochowie. To był druk „Missale fratrum eremitarum Ordinis Divi Pauli Primi Eremitae” wydany w 1537 roku w Wenecji, ale dołączona do niego modlitwa do św. Urszuli była zapisana atramentem. Pomimo tego, że były to tylko dwie kartki, to jednak okazało się, że konserwacja tego dodatkowego dokumentu sprawiła mi bardzo dużo przyjemności. Potem, jako pracę magisterską na Wydziale Chemii UW, wybrałam także badania rękopisów, ale tym razem już od strony chemicznej.
– Co interesuje Panią najbardziej? Co daje Pani największą satysfakcję? Dlaczego?
– Najbardziej interesuje mnie techniczna strona prowadzenia badań materiałowych nowoczesnymi technikami instrumentalnymi. Ciekawy jest wybór coraz bardziej wysublimowanych sposobów analizy chemicznej jako narzędzia poznawania historii dokumentów, na przykład śledzenia zmian składu pierwiastkowego atramentów wykorzystanych do zapisania tekstu. Takie podejście nazywa się tworzeniem indywidualnych scenariuszy analitycznych. Proces budowania takich scenariuszy, zrozumienie granic wykrywalności i szczegółowości danych, jakich potrzebujemy aby uzyskać odpowiedzi na zadawane pytania i jakie możemy zarejestrować stosując multi-instrumentalne podejście do badań, jest według mnie ogromnie ciekawy. Wybierając techniki instrumentalne, trzeba pamiętać aby podczas badania cennych obiektów im nie zaszkodzić! Staramy się w takich sytuacjach (przy minimum działań wokół obiektu) doprowadzić do zgromadzenia komplementarnych danych. Sensowność ustawienia kolejności pomiarów wykonywanych poszczególnymi technikami jest również istotna.
Odczuwam satysfakcję, gdy taki program uda się nie tylko zaproponować, ale również zrealizować. Czasem wymaga to naprawdę dużego zaufania ze strony osób o wykształceniu innym od wykształcenia chemicznego. Nasi partnerzy lubią odwoływać się do znanych rozwiązań instrumentalnych, z tego powodu czasem trudno wprowadza się nowe metody. Mam świadomość tego, że wybór nawet najbardziej nowoczesnego instrumentu badawczego nie daje gwarancji powodzenia, czyli uzyskania odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące obiektów, choć próbowanie nowych rozwiązań czasem nas do nich może przybliżyć.
Po przeprowadzeniu badań, lubię późniejsze dyskusje nad interpretacją zarejestrowanych wyników. Z kolei bardzo nie lubię sytuacji cytowania danych pomiarowych bez zrozumienia tego, skąd się one pojawiły w naszym komputerze. Chyba dlatego podobają mi się wieloletnie współprace. Lubię pracować z tymi samymi osobami nad coraz to nowymi projektami, bo wówczas obserwuję mimowolny proces docierania się i nawarstwiania wiedzy: dowiadujemy się od siebie nawzajem ciekawych informacji i dzięki temu każde kolejne spotkanie jest coraz bardziej fascynujące.
– Jakie są wyzwania w Pani pracy?
– Dużym wyzwaniem w mojej pracy jest trudna do przyznania przez kogokolwiek hermetyczność środowiskowa, która w przypadku badań między-dziedzinowych może powodować kłopoty komunikacyjne.
– Czy i jak Pani praca ma związek z Pani wykształceniem?
– Tak. Najpierw zostałam konserwatorem (po ASP w Warszawie), chemię chciałam postudiować tylko przez chwilę, żeby się dowiedzieć jak lepiej mogłabym wykonywać ten pierwszy zawód. Chciałam mieć większą świadomość zachodzących procesów, jednak trafiłam na wspaniałych wykładowców na Wydziale Chemii na UW i na znakomitych kolegów, którzy wspierali mnie bardzo w chwilach zwątpienia. Przez pierwsze dwa lata studiowałam równolegle chemię i kończyłam konserwację, więc każdy dzień miałam zaplanowany szczegółowo. Kiedy traciłam przekonanie do biegania z zegarkiem w ręku między zajęciami na Wybrzeżu Kościuszkowskim i wykładami na Pasteura, to właśnie koledzy mnie bardzo motywowali do tego, żeby się nie poddawać.
Potem trafiłam pod opiekę Profesora Adama Hulanickiego, który zgodził się, żebym w jego grupie badawczej zajęła się analizami atramentów żelazowo-galusowych i skierował mnie do Profesor Ewy Bulskiej, która z kolei została moim promotorem. Z Panią Profesor współpracuję do dzisiaj.
– W jaki sposób Pani praca jest ważna dla innych profesjonalistów pracujących z rękopisami?
– Współpracuję z konserwatorami wspierając ich w gromadzeniu wiedzy na temat fizykochemicznych cech obiektów ich zainteresowań. Czasami jest to tylko wsparcie potrzebne do uzupełnienia dokumentacji, czasami pomoc w ustaleniu aktualnego stanu zachowania danego rękopisu. Rozwijam nowe metody diagnostyczne i mam nadzieję, że to może być wspomagać decyzje dotyczące wyboru sposobu konserwacji
– Jaki obiekt był szczególnie interesujący w Pani karierze?
– Był to zdecydowanie rękopis z Biblioteki Narodowej, Meditationes Passionis Domini nostri Iesu Christi. Z tego obiektu otrzymałam malutkie fragmenty do badań realizowanych podczas doktoratu. Przez dwa lata po ukończeniu ASP pracowałam jako młodszy konserwator, najpierw w BUW, potem w Bibliotece Narodowej. Oczywiście rozmawiałyśmy o tym, czym się zajmuję na chemii, i znowu miałam szczęście do koleżanek, które były tym wszystkim bardzo życzliwie zainteresowane. Sądzę, że ich życzliwości zawdzięczam przekazanie malutkich próbek, w zasadzie niemalże pyłu zgromadzonego podczas konserwacji tego rękopisu do eksperymentów, które wykonywałam w tamtym czasie. Te próbki, jako wyjątkowy materiał, zostały poddane badaniom oznaczania form żelaza występujących w atramentach żelazowo-galusowych. Był to bardzo ciekawy projekt, możliwy do zrealizowania tylko dlatego, że konserwatorki z Biblioteki Narodowej starały się zachować każdy najmniejszy paproszek z rękopisu. Jeśli potem dla tego fragmentu manuskryptu zabrakło miejsca w „układance” składanej przez konserwatorki, to ja go dostawałam do analiz. Teraz rękopis ten jest już po konserwacji i nie byłoby możliwe powtórzenie całej przygody. Można powiedzieć, że miałam wyjątkowe szczęście.
– Jak bardzo Pani praca zmieniła się w toku Pani kariery? Czy można sobie wyobrazić, jak zmieni się w przyszłości?
– Moim zdaniem zmiany są ogromne. Kiedy zaczynałam prowadzić badania i wyjeżdżałam na konferencje chemiczne, byłam dziwolągiem – teraz na każdej konferencji jest najczęściej osobna sesja poświęcona badaniom zabytków, w tym także badaniom nad rękopisami. Pokazuje to nie tylko wzrost zainteresowania, ale wynika także z dostępu do najnowocześniejszych technicznych rozwiązań pozwalających na realizację tego typu badań. Analizy chemiczne pozwalają coraz bardziej szczegółowo opisywać obiekty na wielu płaszczyznach poznawczych materiałowo i prowadzić oznaczania składników się na coraz niższych poziomach zawartości. Dotyczy to informacji atomowych, izotopowych i cząsteczkowych.
Dawniej było naturalne, że zanim ktoś zostawał specjalistą, musiał się stosunkowo długo uczyć. Teraz znacznie łatwiej jest zostać operatorem wciskającym guzik bez zrozumienia podstaw procesów, dzięki którym pojawia się sygnał analityczny. Natomiast różnie już bywa z interpretacją takich wyników. Chemicy analitycy wiedzą, że praca na autopilocie nie zawsze prowadzi do celu: czasem pojawia się taki sygnał analityczny, który tylko udaje, że jest tą poszukiwaną informacją chemiczną, ale nią nie jest. Dlatego poza samą obsługą różnych mniej lub bardziej skomplikowanych urządzeń, uczulamy studentów, że ważne jest posiadanie wiedzy na temat tego, co się dzieje w laboratorium. Mówimy głośno o tym, że dzisiaj nie wystarczy im sama umiejętność włączenia komputera podłączonego do układu pomiarowego, który teoretycznie sam coś zrobi w trakcie pomiaru. W badaniach międzydziedzinowych na pograniczu nauk ścisłych i nauk humanistycznych sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Nie wystarczy chemiczna interpretacja wyniku, on musi być sensowny do kwadratu, bo musi być spójny z istniejącą wiedzą tej drugiej dziedziny, z której najczęściej wyrastają stawiane pytania…
Ogromna zmiana zaszła w sposobach i podejściu do stosowania metod kontroli jakości wyników, sprawdzania czy pomiar został sensownie przeprowadzony. Jest to osobna dziedzina wiedzy i nie wszyscy jeszcze przyzwyczaili się do tego, że podając jakikolwiek wynik uzyskany eksperymentalnie, trzeba go odpowiednio udokumentować. Banalizacja samej techniki i traktowanie analiz fizyko-chemicznych użytkowo wymaga stosowania takich narzędzi, które umożliwiają rozpoznanie profesjonalistów i amatorów i pozwolą odróżnić ważny wynik od wyniku przypadkowego.